2.1K views, 61 likes, 21 loves, 1 comments, 4 shares, Facebook Watch Videos from On The Move: Nie ma Fal, nie ma faaaaal. Dawid Podsiadło daje czadu w Poznaniu!!!
Mimo, że nie ma fal, nie ma fal to Dawid tfu! Paweł zaprasza wszystkich miastowych i tych małomiasteczkowych na piwo do Crafta Obowiązkowy strój
Nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal, nie ma też nas bo spędzamy weekend na tradycyjnym #AllInUJCAMP ️Szkolenia, praca projektowa i oczywiście
3.8K views, 24 likes, 2 loves, 2 comments, 7 shares, Facebook Watch Videos from Atrakcje Fuerteventura: Fal nie ma fal Leniwe popołudnie w La Pared
Nie Ma Fal by Dawid Podsiadło is their #7 most played live song, this song was played in 63 out of 102 shows, with a probability of 61.76% to listen to it live, since its debut at Spodek on October 27, 2018, until his latest show at PGE Narodowy on August 26, 2023
MOJE WIERSZE. Smutno bez ludzi. Smutno się żyje bez ludzi. Człowiek się smęci i nudzi. Nic go nie cieszy,raduje. po prostu człowiek się źle czuje. A kiedy znajomych gromada. Codziennie coś nowego wkłada. Wtedy życie Ciebie cieszy.
. Tragiczny wypadek w pracy Paweł Kotuniak (+63 l.) z Olszyca (woj. mazowieckie) kochał swoją pracę i dzieci ponad życie. Robotą rozkoszował się godzinami, często nie patrząc nawet na zapłatę. Dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom dostał posadę w dużej pieczarkarni niedaleko swojego domu. Tam spędzał całe dnie. Nawet w nocy chętnie jeździł na awarie! Przeczytaj też: Szumin. 47-latek wypadł z kajaka. Dramatyczna akcja ratownicza na rzece Bug [AKTUALIZACJA] Po śmierci swojej żony, która zmarła na raka, 63-latek sam wychował trójkę dzieci. Cieszył się, że już za rok odejdzie na emeryturę i poświęci się swoim wnukom. Niestety, niedane mu było doczekać tej chwili. Tragiczny wypadek przekreślił jego plany. Kto jest winny śmierci pana Pawła? 22 grudnia 2021 roku pan Paweł dostał polecenie od brygadzisty, by w pieczarkarni zamontować lampę owadobójczą. Wszedł na drabinę, by zaczepić lampę i wtedy doszło do tragedii. Mężczyzna spadł z dużej wysokości. - Tata krzyknął ostatkiem przytomności, by szybko wezwano pogotowie - opowiada Rafał Kotuniak (37 l.) z Warszawy, syn pana Pawła. - W hali był tata i jego kolega. Najpierw o wypadku powiadomiono brygadzistę, właściciela, a ten dopiero po upewnieniu się, co się stało, polecił wezwanie pogotowie. Według mojej wiedzy telefony i wzajemne powiadamianie zajęło 40 minut! Dopiero po tym czasie ojciec trafił do szpitala, gdzie zmarł przed operacją - mówi nam rozżalony syn pana Pawła. Najbliżsi zmarłego mężczyzny nie mają wątpliwości, że jego wypadek mógł zakończyć się zupełnie inaczej. - Gdyby pomoc nadeszła natychmiast tata żyłby do dziś - stwierdza syn pana Pawła. - Siedlecka prokuratura umorzyła śledztwo pomimo tego, że wykazałem jeszcze wiele innych nieprawidłowości łącznie ze spornymi podpisami w dokumentacji - żali się 37-letni pan Rafał. - Nie chcemy żadnych pieniędzy, ani nawet kary dla winnych. Proszę, powiedzcie nam, dlaczego od razu nie wezwaliście pomocy? - dodaje. To jeszcze nie koniec sprawy - Na umorzenie postępowania zawsze można się odwołać - informuje prokurator Adrian Wysokiński z siedleckiej prokuratury. - W tej sprawie wpłynęło zażalenie, co powoduje, że będzie rozpatrzone ponownie - podkreśla. Właściciel pieczarkarni nie chciał z nami rozmawiać. Powiedział, że nie udzieli dziennikarzowi żadnych informacji. Powstańcy Warszawscy mają swoje drzewa Sonda Czy umiesz udzielać pierwszej pomocy? Tak Nie Uczyłam/-em się, ale pamiętam tylk podstawy, reanimacji bym się nie podjęła/ął
Poniżej: Oświadczenie organizatora FAŁ dt. występu p. Pawła Nastuli Pan Paweł Nastula opublikował swoje oświadczenie dt. występu na naszej gali, ewidentnie zarzucając nam brak profesjonalizmu i kiepski styl prowadzenia przez nas biznesu. Uderza to bezpośrednio w naszą organizację i fanów, dlatego chcemy odpowiedzieć na te zarzuty, aby fani MMA poznali wersję obu stron zanim zaczną kogokolwiek krytykować. Walkę Pawła Nastuli udało się zorganizować na FAŁ 1 i mimo problemów z rozmowami z jego managementem, udało się wszystko doprowadzić do końca. Również finansowo spełniliśmy wszystkie wymagania i byliśmy gotowi zrobić to ponownie. Problem zaczął się gdzie indziej. Paweł Nastula w swoim oświadczeniu pisze o przeciwnikach, których mu proponowaliśmy, jednak zapomniał wspomnieć, że z żadnym z nich nie chciał się zmierzyć. Management Mistrza Olimpijskiego nie wyraził zgody na walkę z Gluhovem, Kitą ani Rimkeviciusem, naciskając nas, abyśmy zgodzili się na dokonanie wyboru przeciwnika przez sztab managerski Nastuli. Niestety, ale po tym jaka krytyka posypała się na nas po walce z Masudą zdecydowaliśmy, że nie pozwolimy, aby po raz kolejny Nastula zawalczył z rywalem tak niskiej klasy, biorąc pod uwagę zadowolenie kibiców. Myśleliśmy, że jedna walka z rywalem, który legitymował się przed walką rekordem 2-8 wystarczy Pawłowi na tzw. odbudowanie się, a kolejne będzie toczył już z rywalami z wyższej półki. Zamiast tego dostawaliśmy propozycję zawodników klasy Masudy, które stanowczo odrzucaliśmy. Niestety, ale zakończyło się to wycofaniem Pawła Nastuli z rozmów z nami, mimo, że nadal byliśmy gotowi dotrzymać wszystkich warunków finansowych, naciskając jedynie na możliwość wyboru przeciwnika. Żałujemy jedynie, że podczas pierwszej edycji zgodziliśmy się na przeciwnika, którego wybrał sztab Nastuli, przez co nasza organizacja została skrytykowana, a sama walka nie dała żadnych emocji. Mamy nadzieje, że Paweł Nastula jeszcze zawalczy na polskich ringach, jednak liczymy na to, że Mistrz Olimpijski będzie walczył z innymi mistrzami, a jeśli zrobienie takiej walki uda się innej organizacji to będziemy im gratulować i kibicować. Na koniec chcielibyśmy sprostować komentarze o wykorzystywaniu przez nas wizerunku Nastuli na plakatach. Informujemy, że mieliśmy zezwolenie sztabu managerskiego i samego Pawła Nastuli na używaniu jego wizerunku w materiałach promocyjnych. Organizatorzy Fighters Arena Łódź
Dr Paweł Grzesiowski od początku pandemii komentuje sytuację epidemiologiczną na Twitterze. Właśnie zablokował możliwość komentowania swoich tweetów wszystkim poza wąską grupą obserwujących. Powód? Niewyobrażalna fala hejtu. NEWSWEEK: Jest pan aktywnym komentatorem sytuacji epidemiologicznej od początku pandemii, więc z hejtem ma pan zapewne do czynienia nie od dziś. Co takiego przelało czarę goryczy? Dr Paweł Grzesiowski: Skala i kaliber wrogich komentarzy, jakie zalewały moje konto od kilku tygodni. Pod każdą, nawet neutralną informacją, którą publikowałem pojawiało się 150-200 komentarzy, z czego ponad 90 proc. agresywnych, obśmiewających albo wręcz zawierających groźby.
Szanowna Pani, na początku minimalne wyrazy uznania, bo chociaż dołącza Pani do seansów nienawiści, które wybuchają w reakcji na moją krytykę zjawiska self-publishingu i możliwości, jakie otworzyło ono grafomanom, to jako jedyna potrafi Pani napisać coś merytorycznego. Co prawda nie na temat, bo ocena mojej powieści nijak ma się do omawianego zagadnienia, ale na tle wyzwisk, obelg i zniewag, do których ograniczają się Pani koledzy, jawi się to prawie jak podjęcie dyskusji. Ale skoro chce Pani dyskutować o moich książkach, proszę bardzo. Do listy wyszczególnionych przez Panią błędów merytorycznych w „Niepełnych” pozwolę sobie dołączyć inne z moich książek, żeby oszczędzić Pani ich wyszukiwania: w stanie Nowy Jork nie ma kary śmierci, a 90% przepisów, którymi przerzucają się prokuratorzy i adwokaci, nie występuje w żadnym kodeksie („Między prawem a sprawiedliwością”), policjanci nie chodzą za biegłymi po mieście i nie prowadzą z nimi rozmów, tylko ślą im urzędowe pisma z poleceniem sporządzania pisemnych ekspertyz, a w obcym kraju mogą co najwyżej asystować, nie zaś sami prowadzić śledztwo („Kanalia”), posterunkowi nie pracują przy zabójstwach i nie dostają dodatkowego wynagrodzenia za nadgodziny („Gdzie mól i rdza”). A to tylko przykładowe „błędy”. Zresztą w „Niepełnych” też nie zdołała Pani odkryć wszystkich, umknęło Pani chociażby, że na całej trasie Wrocław-Oława nie ma (o zgrozo!) drzewa, o które Edyta mogłaby się rozbić. Autor bezczelnie sobie to drzewo dostawił. Pani wyraźnie nie odróżnia powieści od reportażu. Owszem, było coś takiego jak powieść reportażowa, ale to przeszłość. Była przeszłością już w dobie telewizji, a co dopiero internetu. Dla autora rzeczywistość nie jest punktem odniesienia jak dla reportera. Dla autora punktem odniesienia jest wiedza _przeciętnego_ czytelnika. Napiszę to jeszcze raz, bo Pani krytyka świadczy o tym, że nie ma Pani bladego pojęcia, czym jest powieść: Dla powieściopisarza rzeczywistość nie jest punktem odniesienia. Punktem odniesienia jest wiedza _przeciętnego_ czytelnika. Nie mogę napisać, że ciąża kobiety trwa jedenaście miesięcy, bo każdy wie, że dziewięć, mogę pozwolić niepełnosprawnym uprawiać spontaniczny seks, bo że jest to niewykonalne, wiedzą tylko oni sami i fachowcy. Dalej: pisarz może nagiąć rzeczywistość, zmienić ją, zmodyfikować, dopóki na przeciętnym czytelniku to, co pisze, robi wrażenie prawdopodobnego. A żeby Panią jeszcze bardziej zaskoczyć, ujawnię jeszcze jeden pisarski sekret: autor może napisać coś nieprawdopodobnego, jeśli czytelnik mu to w ramach przyjętej konwencji zaakceptuje. Z Pani krytyki wynika, że Pani zdaniem powieść pisze się po to, by zapoznać czytelnika z jakimś wycinkiem rzeczywistości. Spóźniła się Pani dobre sto lat z okładem, bo to w tej chwili margines powieściopisarstwa. „Niepełni” nie powstali po to, by wyjaśniać czytelnikom, że osoba sparaliżowana ma pęcherz neurogenny. Od tego są broszurki medyczne, co poprzednio Pani napisałem, a czego Pani nie zrozumiała (naprawdę trzeba punkt po punkcie kawę na ławę?), skoro twierdzi, że zbyłem zarzut milczeniem. „Niepełni” nie są powieścią o pęcherzu Edyty, tylko o jej uczuciach i międzyludzkich relacjach. Dla których ten pęcherz jest nieistotny. Mało, że on jest nieistotny, zajmowanie się pęcherzem zrujnowałoby wymowę powieści. Przyjmijmy, że równie skrupulatnie jak Pani wyjaśniam czytelnikowi, iż „rozróżnia się dwa typy: typ I - wiotki pęcherz i spastyczny zwieracz oraz typ II – wiotki pęcherz i wiotki zwieracz. W obu przypadkach używa się cewnika, dla typu I stosuje się cewnikowanie okresowe (co 3-4 godziny), natomiast dla typu II cewnik zewnętrzny (…) z powodu regularnego używania cewnika dochodzi do częstych infekcji dróg moczowych” oraz przed sceną miłosną informuję, że kobieta ten pęcherz opróżniła. Co mam? Zamiast czytelnika, który widzi Edytę jako zwykłą dziewczynę, który o jej wózku w czasie lektury parę razy zdążył zapomnieć, jest czytelnik postrzegający ją przez worek z moczem. Zamiast romantycznej sceny miłosnej mam scenę w stylu medycznego opisu albo nawet napawającą czytającego odrazą. Zamiast czułości skatologiczną pornografię. Tymczasem moim celem jest, by czytelnik dowiedział się o uczuciu łączącym Edytę i Jacka, a nie o ich technikach seksualnych. By wózek i biała laska skurczyły mu się do nieistotnych atrybutów, by widział normalnie kochającą się parę. I żeby ten cel osiągnąć, mogę sobie określone fakty pominąć (dopóki przeciętnego czytelnika nie będzie to raziło), bo rzeczywistość utworu literackiego jest _nadrzędna_ wobec tej zastanej. Czego Pani najwyraźniej nie pojmuje. Kuriozalne są Pani wywody (z przytoczeniem podstawy prawnej!), że AWF przyjmuje na studia osoby niepełnosprawne. Dlaczego Edyta przerywa studia, zostało w powieści pośrednio wyjaśnione, co po raz kolejny pokazuje, że krytykuje Pani książkę po nieuważnej lekturze. Ale nawet gdyby nie było wyjaśnione, to niekoniecznie wymagałoby to zamieszczania wynalezionych przez Panią informacji. Bo autor nie musi napisać o wszystkich faktach z realnego świata związanych z jego bohaterami. Proszę sobie to zdanie powiesić nad biurkiem: Autor nie musi napisać o wszystkich faktach z realnego świata związanych z jego bohaterami. Ze swoimi pretensjami przypomina Pani komisarza policji, który zżyma się nad czytanym kryminałem: „Ale z tego autora kretyn, świadka nie można tak po prostu o coś zapytać, trzeba wszystko zaprotokołować. Przecież to wynika z kodeksu postępowania karnego!”. Powieść to nie wykład, który na zadany temat autor ma wygłosić czytelnikowi. Autor nie ma czytelnikowi referować rzeczywistości. Żeby napisać dobrą powieść, trzeba mieć coś do powiedzenia od siebie. Coś, czego czytelnik nie znajdzie w tych materiałach, z których autor korzystał przed pisaniem. Bo jeśli to ma być streszczenie tych materiałów (z Pani krytyki wynika, że takie założenie, niekoniecznie świadomie, Pani robi), to efektem będzie powieść, przy której czytelnik będzie ziewał, a recenzent da autorowi dwie gwiazdki, drugą za solidne przygotowanie się. Powieść to rozmowa z czytelnikiem: o jego emocjach, wrażliwości. Powiedzenie mu coś o nim samym i o innych ludziach przez stworzenie odrębnego świata, który, powtórzę, jest _nadrzędny_ wobec świata zastanego. Powieść ma być spójna wewnętrznie, a nie stanowić kopię zewnętrznego świata. Na tym polega fikcja literacka. Z tego, co przeczytałem, jest Pani zorientowana w temacie, bo planuje Pani napisać powieść o niepełnosprawnych. Ale pani przedokładny research pokazuje, że albo nie ma Pani nic do powiedzenia czytelnikowi od siebie i potrafi tylko zreferować to, co on sam może sobie przeczytać w specjalistycznych publikacjach i w internecie, albo zafiksowała się Pani na tym punkcie, bo włada Panią strach, żeby ktoś przypadkiem nie złapał Pani na tym, że czegoś Pani nie sprawdziła. Przy jednej i drugiej motywacji włoży Pani do powieści wszystko, co Pani wie, by udowodnić, że Pani naprawdę wie. Powieści pisane z takim założeniem już powstawały, określa się je mianem profesorskich, a ich wspólną cechą jest to, że nie nadają się do czytania. Skoro chce Pani pisać niestrawne książki (i płacić za ich wydawanie), to jest to Pani wybór, ale proszę nie domagać się od innych, by tworzyli swoje powieści według Pani dyletanckich recept. Napisałem dokładnie taką powieść, jaką chciałem, włożyłem do niej dokładnie to, co było mi potrzebne, pominąłem dokładnie to, co ze względu na wymowę powieści uznałem za zbędne czy niepożądane, i – jak wnioskuję z reakcji czytelników, którzy książkę zrozumieli i do których wrażliwości ona trafia – osiągnąłem dokładnie taki efekt, jaki zamierzyłem. Stawia Pani zarzut, że w mojej powieści niepełnosprawni pokazani są jako osoby „gorsze i bez żadnych życiowych perspektyw”, a „zamiast zwalczać stereotypy, które od lat pokutują w polskim społeczeństwie, pan Pollak je tylko utrwalił”. Pani najwyraźniej przeczytała inną powieść, niż ja napisałem, i inną, niż przeczytały Matylda, Agnieszka Tatera czy autorka bloga Między stronami. Proszę sobie przeczytać te recenzje, to dowie się Pani z nich, o czym są „Niepełni”, skoro nie jest Pani w stanie zrozumieć książki w trakcie bezpośredniej lektury. Ale zarzut, że nie zwalczam stereotypów, znowu pokazuje, że Pani nie wie, na czym polega pisarska autonomia. Nie muszę niczego zwalczać. Jest cała rzesza niepełnosprawnych z uśmiechem idących przez życie, radzących sobie lepiej niż pełnosprawni, mających więcej od nich optymizmu życiowego. A ja mam pełne prawo napisać o takich, którzy czują się poszkodowani i dotknięci przez los. Którzy sobie z życiem nie radzą czy nie do końca radzą. I nie jest to żadne szerzenie stereotypu. Kiedy pokażę w powieści nieszczęśliwego grubasa, nie znaczy to, że stawiam tezę, że każdy otyły jest nieszczęśliwy. To właśnie Pani myśli stereotypowo o niepełnosprawnych i nie traktuje ich jak normalnych ludzi, skoro robi Pani założenie, że powieść, której bohaterowie są niepełnosprawni, musi być manifestem na ich rzecz (z pozytywnymi przykładami, jak to dzielnie sobie ze swoją niepełnosprawnością radzą), walką o ich prawa i edukowaniem społeczeństwa. Pani nie mieści się w głowie, że można niepełnosprawność potraktować jako „element osobowości, który pewne rzeczy determinuje, ale nie zawsze musi być na pierwszym planie” (cytat z książki), a napisać o problemie, który z niepełnosprawnością ma jedynie pośredni związek i który dotyczy też osób pełnosprawnych. To właśnie Pani ma tak głęboko zakodowane w swojej podświadomości, że niepełnosprawny jest gorszy, że książkę, która nie zajmuje się udowadnianiem, że nie jest, odbiera Pani jako deprecjonującą niepełnosprawnych. A wracając do punktu, od którego zaczęła się Pani krytyka: czy jest Pani w stanie napisać dwa zdania broniące tekstu Marty Grzebuły, broniące go bezpośrednio, a nie przez atakowanie mnie osobiście czy mojej twórczości? Albo uzasadnić merytorycznie, a nie przez ordynarną napaść na mnie, że z jakichś względów moja analiza tego tekstu była nieuprawniona? PS. Przy okazji Pani dobrych rad, jak mam pisać, żeby zasłużyć na miano „Wielkiego Pisarza”, chciałbym zapytać, jak zdołała Pani tę moją starannie skrywaną ambicję zdemaskować. Bo rzeczywiście, co tydzień daję na mszę w tej intencji i regularnie pytam wróżki, kiedy to nastąpi, ale zarówno proboszcz jak i wróżka zapewnili mnie solennie, że pary z gęby nie puścili.
Paweł Kukiz podczas środowego wywiadu w RMF FM pytany był o ustawę "Lex TVN". Były członek "Piersi" usiłował przekonać prowadzącego, że podczas pierwszego głosowania ws. tego rozwiązania pomylił się i nacisnął zły przycisk. Gdy zauważył, że jego słowa nie przekonują Roberta Mazurka, puściły mu nerwy. Podczas porannej rozmowy w RMF FM Paweł Kukiz zapewniał Roberta Mazurka, że nie interesują go żadne korzyści finansowe lub stanowiska. Emocje zaczęły rosnąć, gdy prowadzący zapytał polityka o głosowanie ws. "Lex TVN". To wtedy czterej członkowie Kukiz'15 najpierw chcieli odroczyć obrady Sejmu do września, a po ogłoszeniu reasumpcji zagłosowali zgodnie z wolą Jarosława Kaczyńskiego. Na muzyka wylała się wtedy ogromna fala krytyki i oskarżenia o "sprzedanie się" za atrakcyjne stanowisko. Paweł Kukiz chciał wyjść ze studiaByły członek "Piersi" przekonywał, że w trakcie głosowania siedział z tyłu i "nie słyszał za bardzo, o co tam chodzi". Jak dodał, usłyszał nawet, że chodzi o obalenie rządu. Tłumaczenia te nie przekonały prowadzącego audycję dziennikarza. Naprawdę pan opowiada ludziom takie rzeczy, że pan się wtedy pomylił? - dopytywał Mazurek. Wtedy Paweł Kukiz stracił cierpliwość i zagroził Robertowi Mazurkowi wyjściem ze studia. Dlaczego pan sugeruje ludziom, że ja kłamię? Jakim prawem? Tłumaczę, że się pomyliłem, to się pomyliłem. Bo zrobię to, co Gliński zrobił i proszę mi w ten sposób nie mówić. Dlaczego mi pan zarzuca kłamstwo? Jakie ma pan podstawy? Też wolałbym być teraz na pana miejscu i atakować ustawy Mazurka. Idź pan i sam zmieniaj ten ustrój - mówił rozsierdzony Kukiz. Kukiz dodał, że żyje dla „idei”, a nie pieniędzy. Zdaniem byłego muzyka fala hejtu, która się na niego wylała, jest całkowicie bezpodstawna.
pan paweł nie ma fal