Filmy i seriale są podobne do Lupin: Agentka McCall (2021), Dexter: New Blood (2021), Skazany na śmierć (2005), Dobre zachowanie (2016), Przekręt (2004), Królestwo zwierząt (2016), Morderstwo na Podwójne życie Angeliki Odc.3 częśc 3_arc. Telcie. 10:15. Życie Buddy CZĘŚĆ 3. Sasana.pl. 13:40. mój mały kucyk przyjaźń to magia Sezon 4 Odcinek 1,2,3 Jego tato też prowadził podwójne życie, w czasie wojny mieszkał z dwiema kobietami (związał się z żoną swojego bliskiego kuzyna, kiedy miał już rodzinę). W porównaniu z Henrykiem Zaklęta miłość. Zaklęta miłość ( oryg. Sortilegio) – meksykańska telenowela emitowana oryginalnie w drugiej połowie 2009 roku przez stację Televisa, a w Polsce na antenie TV4 od 24 listopada 2009 do 13 kwietnia 2010. Od 7 czerwca 2011 ponownie emitowana przez stację TV4. To się nazywa podwójne życie! Joanna Mucha od ponad trzech lat spotyka się z Januszem Jankowiakiem. W międzyczasie rozwiodła się z mężem Andrzejem Czerniawskim i teraz już mieszka na Kinga miała rację. Choć nawet ona nie odkryła, że jej ojciec nie tylko mnie zdradził, lecz wręcz prowadził podwójne życie. Od lat miał romans z pracownicą swojej firmy. – Chcę rozwodu – powiedziałam bez cienia zawahania, kiedy wynajęty przez mnie detektyw to potwierdził. Wojtek zareagował na moje słowa dudniącym śmiechem. . Kto nie zna utworów „Ta ostatnia niedziela” czy „Tango milonga”, śpiewanych przez Mieczysława Fogga? Jeden z artystów, którego kariera rozpoczęła się przed II wojną światową i trwała do lat 80. XX wieku, zmarł 3 września 1990 roku. Słuchaczki kochały go za to, że był szarmancki, elegancki, miły i uprzejmy. Mdlały pod drzwiami jego garderoby i marzyły o romansie z nim. A on? Kochał dwie kobiety. Żonę Irenę i Zofię Szynagiel. Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Mieczysław Fogg: początki kariery "Bo to się zwykle tak zaczyna...", śpiewał Mieczysław Fogg. Miał 24 lata, gdy zakochał się w Irenie Jakubowskiej. Był rok 1925. Wiosna. Jego prawnuk Michał Fogg opowiadała w wywiadzie udzielonym w „Pani”: „Pradziadek przygotowywał się nawet do egzaminów i wylądował w kasie Polskich Kolei Państwowych, która mieściła się na rogu ul. Miodowej i Koziej, niedaleko jego domu. Był odpowiedzialny za wysyłanie transportów z różnymi towarami. To tam poznał prababcię Irenkę i wkrótce się z nią ożenił. Na kolei pracował długo, bo nawet jak był już uznanym śpiewakiem, to zarabiał w ten sposób na utrzymanie rodziny”. Cała rodzina wiedziała, że Mieczysław pragnie śpiewać. Sam żartował, że miał pociąg… do śpiewania. Jego tata było kolejarzem i prowadził pociągi nawet do Petersburga i marzył, by syn poszedł w jego ślady i pracował na kolei. Irena Foggowa wiedziała, że dla męża śpiewanie to całe życie. Michał Fogg mówił jeszcze: „Prababcia zawsze go wspierała. Do samego końca. Ona zajmowała się domem i wychowywała syna, a Mieczysław dzięki temu mógł skupić się na karierze. Ja miałem to szczęście, że jako dzieciak załapałem się na emeryturę pradziadka. Co prawda trwała tylko cztery lata, ale spędziliśmy wtedy razem trochę czasu. Z kolei mój ojciec zawsze mówił, że dziadka miał „zaocznego”. Mieczysław ciągle był w trasie, nagrywał kolejne piosenki, udzielał wywiadów. W domu był gościem”. Irena Fogg według słów prawnuka była cicha i spokojna, ale stanowcza. Tak jak jej mąż dobrze ułożona i kulturalna. Zawsze nienagannie ubrana, stosownie do sytuacji. „Pełniła rolę kronikarza twórczości swojego męża. Założyła album z pamiątkami już po jego pierwszym występie i zbierała je aż do lat 60. Wklejała tam każdy wycinek prasowy, każde zdjęcie”. Skoro kariera Mieczysława Fogga trwała dużo dłużej, dlaczego przestała prowadzić tę księgę? Czytaj także: Dwie żony i wiele romansów. Kobiety Czesława Miłosza Fot. Jan Tymiński/PAPfot. Mieczysław Fogg w 1968 roku Podwójne życie Mieczysława Fogga. Kim była jego kochanka, Zofia Szynagiel? Może dlatego, że w latach 60. jej mąż zaczął prowadzić podwójne życie, choć podobno nie wiedziała, że do Szczecina jej mąż jeździ nie tylko do pracy? W książce „Poletko pana Fogga” Dariusz Michalski pisze: „spóźniony jubileusz Mieczysława Fogga w maju 1961 jego siostrzeniec zapamiętał z kilku powodów. Jan Matyjaszkiewcz (wybitny aktor filmowy i teatralny, siostrzeniec Mieczysława Fogga - przyp. aut.): „jak każdy jubileusz, także tamten nie miał końca; w Sali Kongresowej Miecio śpiewał bez opamiętania, publiczność nie wypuszczała go ze sceny, on jej się kłaniał, uśmiechał się tym swoim czarującym uśmiechem, spełniał niemal wszystkie jej życzenia. Kiedy wreszcie kurtyna zapadła, poszedłem za kulisy, ale nie mogłem wuja znaleźć. Wszedłem na scenę, on tam leżał, wokoło tłum zaaferowanych ludzi. Ktoś powiedział, że po koncercie wujek chciał przesunąć fortepian i coś mu w brzuchu pękło, prawdopodobnie ruptura. Zobaczył mnie i kiwnął głową, żebym szedł za nim. Przyjechała karetka, za chwilę byliśmy w szpitalu Dzieciątka Jezus przy Lindleya. Wniesiono Miecia do gabinetu profesora Stefana Wesołowskiego, z którym wuj się przyjaźnił, on zaś przyjaźnił się ze wszystkimi artystami. Kiedy przez chwilę Mietek został sam, dał mi znak, żebym podszedł i się nachylił. Szepnął mi do ucha: - Jasiu, w Szczecinie w Estradzie jest moja kierowniczka. Zawiadom ją. Po chwili: - Nie jest piękna. Ma oszpeconą twarz. Jakby się zawahał, ale powiedział jeszcze: - Nie mów o tym cioci. Dziękuję ci. I dodał: - To żaden romans. Pracujemy razem. Po śmierci Irenki ożenił się z nią. Z tą menadżerką, panią Zofią Szynagiel”. Krystyna Durska mówiła: „O romansie Miecia z panią Zofią najbliższa rodzina nie wiedziała nic a nic, daję na to słowo honoru! Po latach dowiedziałam się, że wiedział o tym Janek i tylko on w to był wtajemniczony, ale najbliżsi? Nam do głowy nie przyszło, że ten kochający, szlachetny, zawsze uważający Miecio, że taki człowiek związał się z inną kobietą! Ale przecież jemu potrzebna była druga osoba, bliska. Kobieta właśnie”. Jan Matyjaszkiewicz, w tej samej książce, mówił też: „kiedy w Szczecinie Miecio pracował w miejscowej Estradzie to był już, wydawało się, schyłek jego życia artystycznego. A przecież dwa tygodnie spędział tam, na koncertach, zaś pół miesiąca był w domu. Przy Irence, która powoli zaczęła odchodzić w krainę psychicznej ułudy (…) Pamiętam moje ostatnie z nią spotkanie, chyba ostatnie, przypadkowe. Idę ulicą Litewską, naprzeciw mnie ciocia: rozpromieniona, jakby czymś podekscytowana, szczęśliwa - zupełnie inna niż zawsze, bo była przecież poważna, surowa, jakby nieobecna. Podeszła do mnie, zaczęła wypytywać - u niej nie było to naturalne. Po chwili ucałowała mnie i odeszła. Wtedy coraz częściej uciekała z domu, w trakcie takich „wypraw” zawsze… radosna… inna… Była już chora psychicznie. Ciężko chora”. Wokół Fogga zawsze kręciło się mnóstwo kobiet. Sugerowano, że miał romans z Mirą Zimińską–Sygietyńską. Oboje twierdzili, że łączy ich tylko przyjaźń. Ale gdy Mieczysław Fogg zmarł, założycielka Mazowsza powiedziała w wywiadzie, że wraz z nim odszedł cały jej świat. „Był ostatnim przedwojennym dżentelmenem. Razem z nim spoczęło w grobie wiele tajemnic… także moich…” Czytaj także: Razem, choć osobno... Historia miłości Wisławy Szymborskiej Fot. Henryk Rosiak/PAPfot. Mieczysław Fogg Ulubieniec kobiet. Związki i romanse Mieczysława Fogga Był uroczy, szarmancki, przystojny. I śpiewał. Ale jak. Niektórzy mówili, że jak inni śpiewają o miłości to tego przyjemnie się słucha, a Foggowi się wierzy. Nic dziwnego, że atencja kobiet była czymś naturalnym. Czy jego żona była na to wszystko gotowa? Nie wiadomo, z wypowiedzi osób, które miały z nią do czynienia wynika, że była skrytą osobą. O Zofii Szynagiel mówiono, że ma najładniejsze nogi w całym Szczecinie. Od Mieczysława Fogga była młodsza o 15 lat. Fogg zakochał się, ale nie potrafił porzucić żony. Przez lata prowadził więc podwójne życie. Dopiero po śmierci żony ożenił się z Zofią. Syn Zofii pracował jako techniczny podczas koncertów. Tak wspominał ojczyma: „powroty do hotelu to była godzina pierwsza, wpół do drugiej. Mama w pokoju hotelowym przygotowywała kanapki. W umywalce ćwiartka wódki chłodziła się pod bieżącą wodą. Mama szła spać, a my z Mieczysławem siadaliśmy do kanapek, otwieraliśmy wódkę, piliśmy, on trochę więcej, ja mniej. I prowadziliśmy rozmowy, które trwały do czwartej nad ranem. Ja się wymądrzałem, on próbował kontrować, nigdy się nie kłóciliśmy. Dużo wiedział, uważałem go za erudytę, dużo przeżył. Nigdy mnie nie strofował, czym budował kolejne stopnie szacunku, jaki mam do niego do dziś”. Zofia zmarła w 2007 roku. Po śmierci męża wyjechała do syna do Goeteborga w Szwecji. Podobno niemal całkowicie pominął ją w testamencie, a ona mimo tego nigdy nie powiedziała o nim nic złego (…) Jeżeli mówi się o prawdziwej miłości, o wielkim zaangażowaniu, nieprawdopodobnym wzajemnym szacunku, co nie wyklucza zgrzytów, o miłości przez wielkie M, to myślę o miłości mojej matki do pana Mieczysława Fogga. To, że mogłem się temu przyglądać, dało mi bardzo wiele dobrej energii” – powiedział Michał Foxenius. Czytaj także: On był sekretarzem Wisławy Szymborskiej, ona asystentką żony Czesława Miłosza! Musiał się z kobietą zaprzyjaźnić W książce „Poletko pana Fogga” Jan Matyjaszkiewicz mówił jeszcze: „znałem wuja od lat, bardzo dobrze, może najlepiej z całej rodziny, więc oświadczam z całą mocą: on się do flirtów, romansów, zakochań nie nadawał. On z kobietą musiał się zaprzyjaźnić, musieli razem chodzić, rozmawiać, i to długo, ta znajomość musiałaby rozwijać się przez lata - i wtedy… jakieś światełko dla tamtej osoby może by się w jego sercu zaczęło tlić. Ale tak nie było. Zresztą szlabanem była Irenka. I należy rozdzielić w życiu Mietka czas Irenki od tego, co się działo później. Niedługo po naszym spotkaniu na Litewskiej Irenka została odwieziona do zakładu pod Warszawą i tam zmarła”. A Zofia? Anna Janiszewska, córka Zofii Sznagiel–Fogg mówi, że jej matkę i Mieczysława Fogga spotkała wielka miłość. Jak rażenie piorunem. W filmie „Sentymentalny pan” z 1971 roku Mieczysław Fogg powiedział: „Kiedy jestem daleko od domu, przychodzi mi często na myśl, że żona wolałaby chyba, żebym został przy swoim starym zawodzie kasjera kolejowego. Miałbym może mniej emocji w życiu, ale za to byłbym codziennie w domu o czwartej na obiedzie”. Syn Zofii Sznagiel–Fogg Michał Foxenius mówił: „gdzieś z tyłu głowy gromadzone komentarze osób trzecich, ich krytyczne spojrzenia uwagi, pytania. Ja sobie z tego na pewno zdawałem sprawę: że istnieje trójkąt, a nawet trzy trójkąty. Pierwszy - mama, Miecio i ja, czyli wspólne, bardzo szczęśliwe lata. Trójkąt drugi to mama, Miecio i Irena, wrażenie (które wtedy zawsze odrzucałem), że przecież obok miłości jest przecież czyjeś cierpienie, że w Szczecinie jest idylla, ale przez dwa tygodnie każdego miesiąca Fogg jest w Warszawie i tam takiej idylli już nie ma. No i trzeci trójkąt: mama, mój ojciec i ja. I te krzywe spojrzenia zewsząd: jak to? To ona odeszła, zostawiła dzieci i zabrała się z Foggiem w świat? Ale ja to odrzucałem, nie przyjmowałem tego…”. W wywiadzie dla „Pani” Iga Nyc pytała Michała Fogga o romanse pradziadka: „Ta sama Zula (Pogorzelska - mówiła, że „seksiarz z niego żaden”, sugerując, że Fogg nie nadaje się do romansów”. Prawnuk artysty odpowiedział: „tej opinii się trzymajmy. (śmiech)”. Czytaj także: O Jankowskim mówiono: Miecio od Waldorffa. Oficjalnie był ciotecznym bratem albo młodszym kuzynem Trzy tygodnie temu zaznaczyłam sobie tę historię jako niezwykle efektywną metodę wypalania sobie dziury w mózgu. Nie sądziłam, że do niej wrócę, ale przypadkiem zerknęłam na to jeszcze raz i… znowu mnie ścięło. “Miałam męża i kochanka, czy zasługuję na karę?” – zapowiadało się dość banalnie, a sensacyjnych zwrotów akcji tyle, że łoch… Ten zacny artykuł pojawił się 12 marca w Daily Mail. Nagłówek – “Miałam męża i kochanka” – wraz z informacją, że rady udziela znana dziennikarka, Bel Mooney nie obiecywała mi wiele, bo zwyczajnie nie wiedziałam kto to jest. Przeczytałam jedną, na więcej nie mam odwagi. Laska leci z grubą ściemą przez tysiąclecia. Nie znam, nie wiem, czy ludzie naprawdę tam piszą, czy to jedna z tych klasycznych rubryczek z “pytaniami do eksperta”, który i odpowiedzi i pytania załatwia we własnym zakresie. Podmiot liryczny dziesięć lat temu wdał się w romans z cudownym mężczyzną, dla którego porzuciła męża. Rodzina i dzieci poszły równym frontem, wszyscy za karę zerwali z nią kontakt. Wytrzymała tak pięć lat, po czym skapitulowała i zdecydowała się wrócić do męża, żeby odzyskać kontakt z dziećmi. Bez kochanka wytrzymała rok – nadal za nim tęskniła i chciała z nim być, ale wiedziała, że on nie zechce być jej kochankiem, a rodzina nie zaakceptuje jej wyboru. Skłamała więc, że rozstała się z mężem i przez cztery kolejne lata szła na kompromis, prowadząc podwójne życie: z ukochanym i z gościem, który jest tak cudowny i nieziemsko wspaniały, że albo: a) zachęcał rodzinę i dzieci do odcięcia się od niej z jasnym ultimatum, że to wszystko będzie obowiązywać dopóty, dopóki do niego nie wróci… b) nie zachęcał ich do niczego, ale odpowiadał mu ten stan rzeczy, c) w ogóle nie zauważył, co się dzieje. Nie powiedziała kochankowi o swojej rodzince z piekła rodem, pozwoliła mu wierzyć, że okłamywała go, bo tak było jej najwygodniej. Dowiedział się, że nadal jest z mężem. Wściekł się, życzył jej śmierci, zablokował jej wszystkie możliwe kontakty do siebie – uznała, że postąpił słusznie. Poczucie winy obudziło się w niej jakoś tak równo z rozstaniem z kochankiem, bo nie wspomina by miała problemy z funkcjonowaniem związane z krzywdą jaką wyrządzała – najpierw mężowi, którego zdradzała zanim odeszła… – potem kochankowi, od którego odeszła, choć nadal go kochała… – i mężowi, do którego wróciła, choć nie kochała… – a na koniec kochankowi, któremu wmawiała, że nie jest z mężem… – i mężowi, który sądził, że do niego wróciła… Dopiero jak straciła kochanka, zaczęła czuć ból nie do zniesienia i zrozumiała, że ma trudności z wybaczeniem sobie tego, co zrobiła. Chciałaby zostać ukarana za swoje niegodziwości, sama siebie nie poznaje i nie może się pogodzić z tym, jak bardzo skrzywdziła człowieka, który na to nie zasługiwał. Nazywa się inteligentną 59-latką. Najpierw miałam męża… potem byłam z innym mężczyzną… i wróciłam do męża… potem miałam męża i kochanka… a na koniec straciłam kochanka, ale zostały mi CUDOWNE dzieci, i rodzina, funta kłaków nie warta. No dobra dobra, zdrady zdradami, ale w TAKIM kontekście stają się problemem trzecioplanowym. Co to za “rodzina”? Co to za “dzieci”, które terroryzują matkę i szantażem wymuszają na niej preferowany przez nie styl życia? No jasne, że zaakceptowanie rozstania rodziców nie jest łatwe. Że bezradne patrzenie na to, jak porzucony znienacka ojciec cierpi, podczas gdy szczęśliwa matka układa sobie życie na nowo (o ile tak to wyglądało). Ale zerwać wszelkie kontakty z matką za karę, że odeszła od ojca i dać jej jasno do zrozumienia, że odzyska te kontakty skoro tylko wróci do ojca? I trwać w tym przez PIĘĆ LAT?! I dotrzymać słowa… Co to są za ludzie w ogóle? Można nie pochwalać, mieć za złe, wyrazić swój żal… ale żeby stawiać ultimatum? Co trzeba mieć we łbie, żeby członkowi rodziny, niby kochanej osobie wybierać partnera i szantażem, terroryzmem właściwie egzekwować swoje żądania? Przecież nic dobrego. Żadną miarą nic dobrego. A ten mąż… co on właściwie robił – opłakiwał jej nieobecność przez pięć lat? Czekał na nią? Próbował odzyskać? Zdecydował się jej wybaczyć, kiedy wróciła? Nic o nim konkretnie nie wspomina, ani że tęsknił, ani że jest wspaniałym mężem, ani że był… – bo ma to gdzieś, czy… nie był? Gdzie poczucie winy związane z tym, że on cierpiał, kiedy odeszła? Gdzie obawa, że może i teraz będzie cierpiał, jeśli się dowie o zdradach? No już bez przesady: nie trzeba człowieka kochać, lubić ani nawet szanować, żeby się liczyć z jego życiem. Ona niespecjalnie liczy się z nim… dzieci kompletnie nie liczą się z nią… jakie są w takim układzie szanse na to, że ten cudowny ojciec dorosłych dzieci liczy się z kimkolwiek poza sobą? Kto te rozwydrzone bachory wychował na socjopatów? Czy ten stan “miałam męża i kochanka” w ogóle zaistniał? Była z mężem, czy tylko stwarzała pozory bycia z mężem? Odpowiedź eksperta też sroce spod ogona nie wypadła. Potężny kaliber. Intryguje ją wspomnienie o pragnieniu kary za to wszystko, bo ludzie nie przepadają za bezkarnymi grzesznikami. Gloryfikuje… tabu – bez których jej zdaniem grozi nam upadek cywilizacji. Skłamałabym twierdząc, że nadążam za drugim akapitem. Odłożyliśmy religię na bok… zwróciliśmy uwagę na to, że ludzie lubią osądzać, choć nie przepadają za narzucanymi ograniczeniami… i że współcześni błądzą, postrzegając osądzanie innych za gorsze od siedmiu grzechów głównych razem wziętych, bo starożytni mieli rację, kiedy tworzyli definicje niecnych postępków. Starożytnych cywilizacji było kilka, a definicje grzechów i niegodziwości miewały całkiem odjechane nawet na tle innych, współczesnych sobie cywilizacji. Ewidentnie NIE odłożyliśmy religii na bok, skoro brniemy w motyw X przykazań i grzechów głównych (które ledwo się łapią na starożytny koncept, bo zaczęły się pojawiać w opracowaniach religijnych w ciągu kilkudziesięciu lat przed upadkiem Cesarstwa Rzymskiego). No ale mniejsza o pierdoły, chodzi przecież o konkretną, głębszą myśl, podkreśloną nieco zbyt zamaszyście w ramach zwiększania mocy oddziaływania tejże. A nie odkładając religii na bok: ktokolwiek twierdzi, że osądzanie innych jest gorsze od siedmiu grzechów głównych… nie myli się aż tak bardzo. Kto osądza jest pyszny, a pycha to najcięższy grzech. Wyciąga też łapę po to, co boskie, bo osądzanie Bóg zarezerwował dla siebie – zatem jest też chciwy i gniewny. Całe podium zgarnięte, a do tego spore szanse złamania czterech przykazań (I, VII, VIII, X) Pisze, że została już ukarana, skoro tapla się w poczuciu winy, które jak najbardziej powinna czuć. Z tym można by się zgodzić, ale w kolejnym zdaniu wyjeżdża armata. Daje jej do zrozumienia, że dzieci i rodzina, zrywając z nią kontakty i żądając powrotu do męża nie zrobiły nic złego, a co za tym idzie nie ma prawa czuć się tym zraniona ani skrzywdzona, bo to taka naturalna kolej rzeczy: ludzie tak postępują, powinna mieć tego świadomość i sama się na to zdecydowała odchodząc. Czyli… w momencie kiedy odeszła od męża, którego (już?, potencjalnie nigdy) nie kochała, żeby związać się z mężczyzną, którego pokochała… postąpiła źle, bo powinna trwać u jego boku do grobowej deski, skoro rodzina i małżonek tak sobie życzą? To pochwała zdrady czy przepisik na samobójstwo? Rozpływa się nad domniemanymi przymiotami jej męża i nie rozumie, jakim cudem znalazła w sobie dość siły na to, by przez cztery lata okłamywać wszystkich dookoła. Czyż to nie jest przypadkiem jedyny dostępny kompromis? Skoro nie mogła od niego po prostu odejść i być z mężczyzną, którego kochała, nie tracąc kontaktu z rodziną i dziećmi, to co miała robić? Cierpieć z tęsknoty za tym, którego kocha? Czy zapomnieć o nim i skupić się na braku miłości do tego, z którym “powinna” spędzić resztę życia? Przecież to też byłoby życie w kłamstwie: udając, że wszystko jest w porządku, że go kocha i jest z nim szczęśliwa też byłaby dwulicowa. Co jej zostało? Kapitulacja i samobójstwo albo kombinowanie i szukanie kompromisów. Przecież ten jej wybór, w tak beznadziejnie absurdalnych okolicznościach niósł ze sobą najniższą dostępną dawkę obłudy na jaką miała szansę. Te rozwydrzone bachory, które nie miały skrupułów, by ją olać i wymuszać od niej powrót do męża, prawdopodobnie odcinając ją też od kontaktu z wnukami zasługiwały na dokładnie to samo, co od nich dostała: czyli na oświadczenie, że ona również nie ma ochoty na żadne kontakty z nimi, skoro nie obchodzą ich jej uczucia. Cudowny ukochany albo nie dbał o to, że nie umie się na to zdobyć, albo uważał się za istotniejszego od jej terroryzującej rodzinki – bo przez pięć lat raczej nie przeoczył, że miała rodzinę, która zerwała z nią kontakt i że cierpi z tego powodu. Jakie warunki takie kompromisy. Chciała mieć kontakt z rodziną, chciała Misiaka… cóż innego mogła wymyślić? Starożytne rozwiązywały takie problemy szybką transformacją z nieszczęśliwej żony w wesołą, niezależną wdówkę, ale rozwój toksykologii znacznie ograniczył kreatywność na tym polu. Dalej mamy już chyba do czynienia z jakąś projekcją, bo udzielająca rady zaczyna pisać gorący romans, który nijak nie wynika z treści pytania. Miałam męża i kochanka i byłam tym stanem ciężko zachwycona to jednak nie to samo, co miałam męża i kochanka, choć bardzo chciałam móc być tylko z jednym z nich. Ekspertka wyraża zrozumienie dla niezwykłej siły namiętności, która przyciągała ją do kochanka i chciwości, która sprawiła, że zapragnęła mieć ich obu. Snuje wizję o ekscytującym napięciu i źródle emocji, jakim było dla naszej bohaterki miotanie się między statecznym i dającym poczucie bezpieczeństwa mężu a dzikim ogniu lędźwi, jaki budził w niej kochanek – a wszystko to w ramach ucieczki przed nieuchronną starością. Miałam męża i kochanka… cóż za wspaniały układ! Może troszkę popłynęłam z tym tłumaczeniem, ale przecież dokładnie o to chodzi: nie zważając na nic piszemy gorący romans. Jaki lęk przed starością? 59 lat to miała w momencie, kiedy sprawa się rypła. Bo “kochanka”, który pierwotnie i docelowo wcale nie miał być kochankiem, tylko jej partnerem życiowym poznała mając lat 49 lub mniej. Już wtedy zaczęła uciekać przed starością? Niespożyte siły witalne tego gościa powinni rozsławiać mistrele… Przecież to nie był żaden gorący romans, tylko 9-letni związek. 10 lat była w gościu zakochana i chciała z nim być, nadal by chciała. To nie brzmi jak żądza adrenalinki tylko chęć zmiany czegoś w życiu i szukanie szczęścia tam, gdzie ono przynajmniej wydaje się być – zamiast czekać, aż się pojawi tam, gdzie go na pewno nie ma. Ooo… a’propos projekcji. Voila! Sama zdradzała – chyba na tej zasadzie, którą chwilę wcześniej opisała – więc wie, jak to jest. Ach, jakże cudownie mi było, kiedy to JA miałam męża i kochanka… A dokładniej: wie jak to było z nią. No a skoro wie, co sama robiła i jak się z tym czuła, to może łaskawie zdjąć z jej barków ciężar bezlitosnych i negatywnych podsumowań, jakimi uraczą naszą bohaterkę czytelnicy. Nie zdejmuje, nakłada jej własny – kompletnie ignorując fakt, że sytuacje nie są analogiczne. Czuj się winna, czuj się grzeszna. Myśl o tym, jak bardzo skrzywdziłaś swojego niewinnego męża i o tym, jak bardzo jesteś nieszczęśliwa w związku z tym, że straciłaś ukochanego. Czy można sobie wybaczyć? Jezus uratował kobietę, która miała zostać ukamienowana mówiąc, że tylko ktoś kto nigdy nie zgrzeszył ma prawo rzucić pierwszy kamień. Potem powiedział jej “Idź i nie grzesz więcej“. Taki morał dla osądzających i osądzonych. Nie mówi “idź i wybacz sobie“. Bo możliwe, że nigdy sobie nie wybaczysz. Aleśmy odłożyli religię na bok, łohohoho. W tym fragmencie Biblii nie chodzi ani o kobietę ani o jej grzechy, ani nawet o osądzanie. To próba doprowadzenia do śmierci Jezusa, który miał ją osądzić – z osądzaniem jej nikt tam nie miał najmniejszego problemu. Jezus mógł ją osądzić, był do tego upoważniony. Zgodnie z prawem mojżeszowym “zasługiwała” na śmierć. Zgodnie z wiedzą faryzeuszy, Jezus był żydowskim prorokiem. Zgodnie z obowiązującym na tych terenach prawem rzymskim tylko rzymskie władze mogły wydawać wyroki śmierci. Chytry plan był taki, że Jezus albo – jako żydowski prorok wyda wyrok zgodny z prawem mojżeszowym, ale sprzeczny z rzymskim, skazując się jednocześnie na śmierć, albo – jako gość, który chce przeżyć, nie wyda wyroku zgodnego z prawem mojżeszowym i straci wyznawców, z których większość była Żydami i przestrzegania prawa mojżeszowego od niego oczekiwała. No i Jezus teoretycznie wydał wyrok zgodny z prawem mojżeszowym – bo w domyśle niby mogli ją ukamienować – ale postawił warunek, przez który faktycznie nie mogli jej ukamienować, w związku z czym formalnie nie skazał jej na śmierć, nie złamał rzymskiego prawa i sam się za to na karę śmierci nie kwalifikował. On jej nie uratował. Śmierć jej nie groziła. Prawo rzymskie nie przewidywało kary śmierci za cudzołóstwo. Gdyby mąż przyłapał ją in flagranti i w szale zazdrości zabił, to może nie groziłaby mu kara za morderstwo, ale realnie to miał prawo do natychmiastowego rozwodu i zatrzymania posagu w ramach rekompensaty za straty moralne. W tamtym momencie ratował tylko siebie, ona jest w tym wszystkim bardzo mało istotna… O ile w ogóle jest winna: przyprowadzili laskę, twierdzą, że cudzołożyła i sugerują, że ją na tym przyłapali, ale nic nie mówią o okolicznościach, tylko żądają wyroku na gębę. Nasuwa się pytanie: sama cudzołożyła? Jak już kto czytał Biblię to wie, że procesy nie polegały na tym, że przybiega banda jakichś lokalnych łebków, stwierdza, że oto mają winnego jakiegoś tam czynu i raczą tekstem klasy “proszę nam autoryzować wymierzenie kary i będziemy spadać“. Morał o fałszywym i pochopnym osądzaniu tam jest, i owszem, ale dotyczy cwaniaczków, którzy nie zadali sobie trudu sprawdzenia, z kim właściwie mają do czynienia i chcą wydawania sądów, bo niby to z nich tacy pobożni Żydzi – ale nie chodzi im o pobożność, sprawiedliwość, respektowanie jakiegokolwiek prawa: chcą finezyjnie pozbyć się ze świątyni gościa, który im bruździ, ale są dla niego za ciency w uszach. Teoretycznie niby przerzuca odpowiedzialność za wymierzenie wyroku na nich – no bo jeśli czują, że są bez grzechu, to mogą rąbać kamulcem – ale to tylko takie gadanie: nie mogą. On nie ma prawa wydawać wyroku śmierci, oni też nie. Jeśli ją zabiją, sami będą podlegać karze, a tłumaczenie, że nie znali rzymskiego prawa nie przejdzie. Tam było tylko jedno życie na szali – Jezusa, a nawet on jakoś szczególnie zagrożony śmiercią w tamtym momencie nie był, bo nie urwał się z choinki, znał rzymskie prawo. Morał, który serwuje ta szurnięta baba jest nie tylko wyjęty prosto z dupy i pozbawiony kontekstu tej konkretnej przypowieści, ale i obdarzony epicką interpretacją, całkowicie sprzeczną z naukami Jezusa, który nie zalecał kiszenia się w poczuciu winy aż człowieka szlag trafi. A jej kochanek też zasługuje na cierpienie, bo był współwinny. Współwinny czego dokładnie? Związku z zamężną kobietą, która odeszła od męża? Związku z kobietą, która – zgodnie z jego wiedzą – nie była w żadnym innym związku? Możesz odpokutować swoje winy jedynie dzięki dobremu życiu z mężem. On nie zasługiwał na to, by go zostawić i okłamywać. Stań się znów kobietą, którą kiedyś pokochał. Tak to już jest moja droga. Z czasem ból osłabnie, a kiedy już będziesz stara, spojrzysz wstecz i będziesz się dziwić, że na własne życzenie zafundowałaś sobie tyle cierpienia – miłość, nie miłość (zrozumiesz, że nie warto było). Czyli… najwyższy czas znaleźć w sobie jeszcze większe, niezmierzone wręcz, bezkresne pokłady obłudy, które próbowała z siebie wycisnąć po pierwszym rozstaniu z kochankiem i niedługo wytrzymała takie życie, wypełnione samym kłamstwem. Pewności, czy ten mąż faktycznie taki cudowny, wspaniały, wyrozumiały i kochający nie ma. A jeśli – to czy ten cudowny, wspaniały, wyrozumiały i kochający facet nie zasługuje na kogoś, kto będzie go kochał? Ona ma się samoudręczać w ramach pokuty, a on ma być nadal okłamywany? W imię czego? Gdyby kobieta faktycznie biadoliła “miałam męża i kochanka… obaj cudowni, z żadnego nie chciałam zrezygnować“, to można by coś kombinować w tym kierunku, ale ona podkreśla, że czuje się źle bez człowieka, którego kocha, że cierpi, bo on doznał krzywdy. Nie sądzę, by doszła do takich refleksji. Ktoś wyhodował te kontrolujące, szantażujące bachory. Gdyby to było jej dzieło, cała banda chodziłaby jak w zegarku pod jej dyktando a jakiekolwiek skrupuły nawet nie przeszłyby jej przez głowę. Raczej zorientuje się, że dla osób, które latami udowadniały, że kompletnie się z nią nie liczą i nie potrzebują jej w swoim życiu inaczej, niż na własnych warunkach oszukała i skrzywdziła człowieka, którego kochała i z którym miała szansę się zestarzeć szczęśliwa, a nie zakłamana i cierpiąca. To jest porada pod publiczkę, kosztem człowieka. Czy ta konkretna kobieta istnieje, czy nie, pewnie znajdzie się co najmniej jedna, która uzna, że to jak o niej. A publiczka jak to publiczka, ślepa i durna. Zapowietrzy się na “kochanka”, kilkunastu wersów nieskomplikowanej historyjki biblijnej nie przeczyta, a pińcet razy w ciągu życia rzuci sobie tym, co niesłusznie uznaje za jej morał. Pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę mamą. Nie zazdrościłam koleżankom słodkich bobasów, nie miałam nigdy zbyt mocno rozwiniętego instynktu macierzyńskiego. A jednak gdy jakaś obca kobieta powiedziała mi, że mój mąż, mój Karol, będzie ojcem jej dziecka… Poczułam, jak wali mi się świat. Mamy z Karolem po 30 lat, w tym roku mieliśmy obchodzić trzecią rocznicę ślubu. Chociaż chyba każde z nas będzie świętować osobno… Jeszcze przed zaręczynami powiedział mi, że nie chce mieć dzieci, że to za duża odpowiedzialność, że kocha mnie i życie ze mną mu całkowicie wystarczy. Przyjęłam do wiadomości – bycie matką nigdy nie było moim marzeniem ani życiowym celem, więc postanowiłam nie płakać za czymś, czego nigdy nie miałam. Myślałam, że się przesłyszałam Przez długi czas żyło nam się całkiem dobrze. Dopiero poprzedni rok – pandemiczny – dał nam popalić. Zwłaszcza Karolowi… Zwolnienia w firmie, cięcia pensji… Ja pracuję w branży, która była bezpieczna. Jego stała w miejscu. Wydawało mi się, że przetrwaliśmy kryzys, że już wyszliśmy na prostą. A potem… zadzwonił telefon. Nieznany numer. – Halo? – Pani Julia? – Tak, kto mówi? – Pani mnie nie zna, ale ja znam panią – w telefonie słyszałam kobiecy głos. – Przepraszam, to jakieś żarty? – Ja... od Karola. Powiem wprost: ja i Karol będziemy mieli dziecko. On nie wie, że ja do pani dzwonię, ale chciałam, żeby pani wiedziała – jej słowa dochodziły do mnie jak przez mgłę. Po „będziemy mieli dziecko” nic nie miało znaczenia. – Halo? Pani Julio? Słyszy mnie pani? Ocknęłam się. – Karol wie o dziecku? – rzuciłam sucho. – Oczywiście, jest taki szczęśliwy, że będzie tatą! Ja naprawdę przepraszam, że tak do pani dzwonię… Ale ja musiałam. Teraz, kiedy w moim brzuszku jest dzidziuś… Ja muszę myśleć o nim, rozumie pani? Rozłączyłam się. Karol, który już siedem lat temu mówił mi, że nie chce mieć dzieci, jest szczęśliwy, bo zostanie ojcem. Ojcem dziecka jakiejś latawicy, z którą mnie zdradził. Nawet się nie wypierał Teraz wszystko zaczęło mi się układać w całość. Ten jego stres, praca do późnych godzin, wychodzenie wcześnie, bo kłopoty w firmie… Nieźle sobie to wykombinował. Podwójny agent, a ja się nie zorientowałam! Gdy wrócił z pracy, powitałam go z uśmiechem na ustach. I dobrą nowiną. – Gratulacje! Zostaniesz tatą! – rzuciłam, jak tylko wszedł do mieszkania. – Julia, co ty? Ty jesteś w ciąży?! – miałam wrażenie, że jest na mnie zły. – Ja? Nieee, wiesz, że nigdy mi na tym nie zależało. Ale twoja dziewczyna jest, gratulacje, tatuśku! – przemawiały przede mnie emocje. Byłam nakręcona jak po kilku kubkach mocnej kawy. – Moja dz… Nie dałam mu dokończyć. – Dzwoniła do mnie. Chciała podzielić się radosną nowiną. W sumie nie wiem, czego oczekiwała… Będziemy żyć w trójkę? A może chce ode mnie alimentów? Nie wiem. Bardzo miła dziewczyna, taki sympatyczny głos. – Anka tutaj dzwoniła?! – Karol naprawdę się wkurzył. Zrobił się czerwony na twarzy, zaczął krzyczeć, że nie tak się umawiali. Nie mogłam już tego znieść. Widoku jego twarzy, jego słów… Zdrada jest cholernie bolesna. I nawet nie chodzi o sam seks… Ale o to uczucie, że ktoś cię oszukuje. Robi coś za twoimi plecami. Jednak najbardziej uderzyła mnie myśl, że nie byłam dla niego dość dobra. Że ze mną nie chciał powiększać rodziny, a pojawiła się jakaś inna… I proszę, poleciał jak na skrzydłach, szczęśliwy tatuś. W zeszłym tygodniu Karol się wyprowadził. Nie dałam mu wyboru. Nie chciałam, żeby decydował – ona czy ja. Nie będę tracić na niego czasu. Nic nie wiem o tej jego Ance, nie chcę wiedzieć. Dla mnie on stał się obcym człowiekiem. Wiem, że sprawiam wrażenie silnej – i rzeczywiście, mam w sobie jakąś siłę… Ale w środku jestem wrakiem. Potrzebuję czasu, by do siebie dojść, by to poukładać w głowie. By spróbować zrozumieć, dlaczego facet, który miał skoczyć za mną w ogień, tak mnie potraktował… Julia Zobacz także: Prawdziwe historie: wybrałam męża, straciłam dziecko „Opiekuję się schorowaną matką byłego męża. Jeśli nie ja, to kto?” „Szwagierka okradła mnie na moim baby shower, a potem wszystkiego się wyparła” Jan Englert przez 33 lata był mężem Barbary Sołtysik. To właśnie wtedy gwiazdor polskiego kina miał prowadzić podwójne życie Najgłośniejszym romansem Jana Englerta był ten z o 13 lat młodszą Dorotą Pomykałą. Aktorka miała czekać na swojego ukochanego aż dekadę. Gdy Jan Englert w końcu się rozwiódł, związał się z całkiem inną kobietą, która wkrótce potem została jego drugą żoną Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Potajemny romans Doroty Pomykały i Jana Englerta był jednym z najbardziej elektryzujących tematów czasów PRL-u. Kinowy amant i o 13 lat młodsza kochanka rozwijali swoją znajomość z dala od oczu ówczesnej żony Jana Englerta, odwiedzając się w Krakowie. Po dekadzie prowadzenia podwójnego życia, gwiazdor polskiego kina i Dorota Pomykała rozstali się. Polecamy: "Klany gwiazd": Beata Ścibakówna, Marta Lipińska, Maja Ostaszewska... Przypominamy, kto jest kim w rodzinie Englertów Dziś oboje nie chcą wracać do czasu, gdy byli parą i sami tworzą szczęśliwe związki. Chociaż wielu zarzucało Dorocie Pomykale, że to właśnie ona rozbiła małżeństwo Jana Englerta z Barbarą Sołtysik, tak aktor nigdy nie zostawił pierwszej żony dla swojej najgłośniejszej kochanki. Zrobił to dopiero dla kobiety, z którą także stanął na ślubnym kobiercu. Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Jan Englert i Barbara Sołtysik byli małżeństwem 33 lata. Aktor przez dekadę miał oszukiwać pierwszą żonę Jan Englert i Barbara Sołtysik poznali się jeszcze w latach 60. Wchodzący w świat wielkiego show-biznesu aktorzy stanowili zgrany duet nie tylko na deskach teatru, ale też w życiu prywatnym. Zaledwie po roku związku para postanowiła pobrać się w tajemnicy. Chociaż początkowo to Barbara Sołtysik święciła większe sukcesy niż jej mąż, to role szybko się odwróciły. Kobieta poświęciła się wychowywaniu ich trójki dzieci, a Jan Englert zyskał miano gwiazdy polskiego kina i dosyć kochliwego amanta. Aktor dobrze sobie zdawał sprawę ze swojej pozycji w show-biznesie, co rusz miłość wyznawały mu też fanki. Później okazało się, że gwiazdor, chociaż na pozór ma idealne życie małżeńskie, tak w rzeczywistości miewa problemy z dochowaniem wierności. Polecamy: Beata Ścibakówna i Jan Englert w są parą w życiu i na planie W 1979 r. Jan Englert poznał o 13 lat młodszą aktorkę, Dorotę Pomykałę. Oboje brali wówczas udział w zdjęciach do filmu "Ojciec królowej". 23-latka od razu zafascynowała starszego kolegę po fachu. Była nie tylko piękna, ale i mądra. "To jedyna kobieta, z którą nigdy się nie nudzę. Nigdy nie wiem, czym mnie zaskoczy" - powiedział Jan Englert o Dorocie Pomykale cytowany przez magazyn "Rewia". Jan Englert miał zakochać się bez opamiętania, a Dorota Pomykała odwzajemniła jego uczucie. Chemii, jaką widać było miedzy dwójką aktorów nie przeoczyła także kolorowa prasa, która co rusz donosiła o ich sekretnych spotkaniach. Jan Englert mieszkał wówczas z rodziną w Warszawie, ale w każdej wolnej chwili miał odwiedzać Dorotę Pomykałę w jej domu w Krakowie. Młoda aktorka dobrze wiedziała, że jej kochanek ma żonę i dzieci. "Janek był już wtedy żonaty, do tego był ojcem, miał rodzinę, ale... rozum mówił jedno, a serce podpowiadało coś zupełnie innego" - opowiadała magazynowi "Świat i ludzie" osoba z otoczenia aktorów. To był związek pełen wyrzeczeń. Jan Englert zaczął się odsuwać od swojej ówczesnej żony, Barbary Sołtysik. Dorota Pomykała, by mieć czas dla ukochanego, miała odrzucać nawet kolejne propozycje filmowe. Mówi się, że na konkretny ruch aktora czekała aż 10 lat. Jan Englert nie chciał rozwieźć się z żoną dla Doroty Pomykały. Zrobił to ze względu na inną kobietę Jan Englert nie potrafił jednak odejść od żony i w końcu rozstał się ze swoją kochanką. Dorota Pomykała miała zapewniać, że to dzielące ich kilometry zaważyły na ich związku. Niedługo później aktor po 33 latach małżeństwa zdecydował się na rozwód z Barbarą Sołtysik. Po unieważnieniu jego pierwszego małżeństwa, nie rzucił się jednak w ramiona Doroty Pomykały. Jedna z koleżanek aktorki wyznała po latach, że Dorota Pomykała czuła się oszukana i zdradzona. Przez burzliwą relację z Janem Englertem nie potrafiła ponownie zaufać mężczyznom. "Dorota bardzo to przeżyła. Czuła się w pewnym sensie oszukana, bo przez wiele lat była zwodzona. Janek z jednej strony chciał z nią być, a z drugiej nie mógł zostawić rodziny..." - mówił magazynowi "Świat i ludzie" znajomy pary. Jan Englert zostawił byłą żonę dla innej kobiety, również aktorki. Beata Ścibakówna była jedną ze studentek, z którymi aktor prowadził zajęcia. Ich miłość okazała się być już tą na resztę życia. Para pobrała się zaledwie rok po rozwodzie Jana Englerta, w 1995 r., a pięć lat później powitała na świecie swoją córkę, Helenę. Dorota Pomykała pocieszenie po miłosnym zawodzie znalazła natomiast w wirze pracy. Razem ze swoją siostrą otworzyła Studio Aktorskie i Policealną Szkołę Aktorską Art Play, promując tym samym wiele nowych gwiazd. Po latach szczęście odnalazła także w sferze uczuciowej. Dziś Dorota Pomykała, podobnie jak Jan Englert, jest w szczęśliwym związku. Aktorka nie opowiada o tym publicznie, niechętnie też wraca do wydarzeń z przeszłości. Byli kochankowie zostawili swój romans już dawno za sobą, czyniąc go jednym z największych skandali czasów PRL-u. Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Mąż Marty od ponad 8 miesięcy prowadził podwójne życie. Okłamywał swoją żonę i kochankę, Natalię. W momencie, kiedy o wiele młodsza od niego kobieta dowiedziała się prawdy, postanowiła zemścić się na nim w mistrzowski sposób. Zastanawiasz czy zemsta zawsze ma słodki sam? Ta historia jest najlepszą odpowiedzią. Niewierny mężczyzna dostał nauczkę, którą zapamięta do końca boli niewyobrażalnie mocno. Na własnej skórze przekonała się o tym kobieta, którą mąż zostawił z 16-miesięcznym synkiem i odszedł do kochanki. Okazuje się, że Marta, której przed laty przysięgał miłość do grobowej deski, nie była jedyną osobą, którą okłamywał. W ekspresowym tempie na jaw wyszły oszustwa, którymi karmił też swoją nową wybrankę. Kiedy tak poznała prawdę, wiedziała, że nie może przejść obok nich obojętnie i tak po prostu puścić w zapomnienie. Zemsta, którą obmyśliła zupełnie zrujnowała mu życie. Mąż od dłuższego czasu zdradzał swoją żonę Mężczyzna od ponad 8 miesięcy zdradzał swoją żonę z kobietą poznaną w pracy. On był szefem działu, a ona asystentką, która niedawno dołączyła do załogi w ich małej, ale preżnie rozwijającej się korporacji. Jej długie nogi, świdrujące oczy i burza blond włosów sprawiły, że facet zupełnie stracił dla niej głowę. Nic dziwnego. Obok takiego arcydzieła, trudno jest przejść obojętnie. Regularne spotkania, projekty, nad którymi pracowali do późnych godzin wieczornych, lunche i wspólne wyjścia biznesowe dały im do zrozumienia, że nie tylko nadają na tych samych falach, ale też mają wspólne wizje przyszłości. Przy blond piękności zapomniał jednak, że jego przyszłość to żona i dziecko, którzy czekali na niego w domu. Finalnie podjął decyzję, która miała raz na zawsze odmienić jego życie. Mąż postanowił odejść od żony i zostawić 18-miesięcznego polskiego skoczka pokazała się bez ubrań. Ma piękne ciało „Afrodyta”Przez lata więził ją w piwnicy i niewyobrażalnie, a na piętrze wiódł normalne życie. Zdjęcia jej „więzienia” przyprawiają o ciarkiKate Rozz, była żona Piotra Adamczyka zaręczyła się! Pokazała ogromny pierścionekZemsta ma słodki smak?Dość szybko okazało się, że żona nie była jedyną kobietą, którą ten okłamywał. Natalia od koleżanek z pracy dowiedziała się, że facet, z którym planowała spędzić resztę życia… ma malutkie dziecko, o którym nie miała zielonego pojęcia. W jednej chwili zrozumiała, że tym samy zrujnowała życie nie tylko jego żonie, ale również bezbronnemu i niczemu niewinnemu chłopczykowi. Postanowiła zemścić się na nim w mistrzowski odezwała się do Marty i poprosiła ją o spotkanie. Dowody zdrady, które jej zaprezentowała były niepodważalne. Natalia zadeklarowała, zeznawać na sprawie rozwodowej w sądzie, żeby ta dostała dom i samochód. Niewiernego i zakłamanego mężczyznę oczywiście zostawiły na ZDJĘCIA: @drew_haysMąż od dłuższego czasu zdradzał swoją żonę. @heftibaKochanką była koleżanka z pracy. @szilviabassoZapomniał wspomnieć, że ma dziecko. ZOBACZ TEŻ:3-miesięczny chłopiec trafił do szpitala z wysoką gorączką. Placówka odpowie za jego śmierćKatastrofa statku, nie żyje 18 osób, 30 zaginionych, trwają poszukiwania. Smutne wiadomości ze świataCórka tej pary jest niewiarygodnie śliczna. Ludzie uważają, że to najpiękniejsze dziecko na świecieOstatnie dni życia Pawła Królikowskiego. Znajomy zdradził przykrą prawdęSala kinowa skrywa przed nami wiele tajemnic. 6 rzeczy, o których na pewno nie miałeś pojęciaNasze mamy i babcie całe życie źle lepiły pierogi. Jest nowatorski, łatwiejszy i pyszniejszy sposób

podwójne życie mąż i kochanek